PituPitu, czyli takie sobie dywagacje
2014-02-25

Paragraf 22

Mam rów na działce. Prawdziwy, melioracyjny. Naprawdę odprowadzający wodę do pobliskiego kanałku.

Gmina nasza jest taka, że jak ten rów zarasta to ona go sama z siebie czyści, mimo że zgodnie z prawem to jest mój, właściciela, obowiązek. Ale po każdym czyszczeniu na brzegach pozostają wycięte i wyrzucone resztki krzaków, więc postanowiliśmy o rów zadbać, czyli zamontować po bokach faszynę. Dokładniej mówiąc kiszkę faszynową – tak się to poprawnie, choć śmiesznie, nazywa. Kiszka faszynowa, mocowana przy pomocy palików, chroni skarpę rowu przed osuwaniem się, dzięki czemu nie trzeba tak często czyścić rowu.
Chciałam znaleźć kogoś doświadczonego, kto zajmuje się melioracją i konserwacją rowów, żeby nie robić roboty dwa razy. Po czwartej godzinie obdzwaniania spółek wodnych w całym kraju (włącznie z Węgorzewem) trafiłam na pana, który co prawda nie podał mi kogoś wykonującego faszynę, ale za to powiedział, że przed pracami muszę uzyskać pozwolenie wodno-prawne i na budowę. Trochę mnie tym zaskoczył. Nie. MOCNO mnie tym zaskoczył. Przecież nie zmieniam rowu, nie pogłębiam, nie zasypuję, nie poszerzam. Dbam tylko o niego, żeby się nie zasypywał! Czyli w zasadzie wykonuję swój obowiązek.
Pozwolenie na budowę? Robię to na co dzień. Do pozwolenia potrzebne są mapy do celów projektowych.. 700 PLN. Wypis z planu – 50. Projekt – nie wiem ile, ale na pewno nie mniej niż 700. Przestałam liczyć i zaczęłam się zastanawiać na ile ta faszyna wystarczy. A jeśli za 3 lata trzeba ją będzie wymienić? Nie, to musi być pomyłka. I tu zaczyna się cała opowieść.
Zadzwoniłam do Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych.
– Czy na wykonanie kiszki faszynowej w rowie melioracyjnym potrzebne mi jest pozwolenie wodno-prawne?
– Nie wiem, my nie wydajemy uzgodnień wodno-prawnych. Ale nie sądzę. To przecież konserwacja.
– Ktoś ze spółki wodnej powiedział mi, że muszę mieć pozwolenie wodno-prawne i na budowę.
– To proszę zadzwonić do Wydziału Ochrony Środowiska w starostwie.
Dzwonię.
– Powiedziano mi, że na wykonanie kiszki faszynowej w rowie melioracyjnym potrzebne mi jest pozwolenie wodno-prawne.
– Na wykonanie kiszki? My nie wydajemy takich pozwoleń.
– Ale to wy wydajecie pozwolenia wodno-prawne?
– No tak, ale nie na kiszkę. To konserwacja, a nie przebudowa.
– Jest pani pewna?
– No, chyba tak. Zresztą proszę zadzwonić do Wydziału Budownictwa w Starostwie.
Dzwonię do budownictwa.
– Czy na wykonanie kiszki faszynowej w rowie melioracyjnym potrzebne mi jest pozwolenie na budowę?
– OCZYWIŚCIE! Przecież to jest przebudowa rowu!
– Jest pani pewna?
– Oczywiście!
– Przecież nie pogłębiam tego rowu, nie poszerzam, nie przykrywam, nic z nim nie robię, tylko sprawiam, że skarpy nie będą się obsypywały.
– PROSZĘ PANI. Musi pani mieć pozwolenie na budowę, a do tego pozwolenie wodno-prawne.
– W wydziale ochrony środowiska powiedzieli mi, że nie wydadzą mi takiego pozwolenia.
– Niemożliwe! To niech pani zadzwoni do zarządu melioracji…
– Dzwoniłam…. – nie dokończyłam, bo mi przerwała:
– Dzwoniła pani do wydziału ochrony środowiska!
– Dzwoniłam do melioracji..
– PROSZĘ PANI! Musi pani zadzwonić do…
– Proszę mnie posłuchać. Dzwoniłam do ochrony środowiska, bo tak mi kazano w zarządzie melioracji, gdzie mi powiedziano, że na faszynę nie potrzeba pozwolenia wodno-prawnego, bo to konserwacja, a nie przebudowa.
– Tak pani powiedziano? Hmm.. to ja pani dobrze radzę: proszę to od nich wziąć na piśmie. Że pani nie potrzebuje pozwolenia wodno-prawnego.
????? Dzwonię do zarządu melioracji.
– […] pani w starostwie powiedziała, że mam od was wziąć na piśmie, że nie potrzebuję pozwolenia wodno-prawnego.
Od nas? Ale my nie wydajemy takich poświadczeń. To pani rów, pani obowiązek utrzymywania go w porządku, pani konserwacja. My tylko mamy rejestr urządzeń..
Kocham mój kraj. Jest piękny.
Ale nie jestem w stanie znieść niektórych urzędników.

PS: Tym, którzy nie wiedzą, skąd wziął się tytuł polecam książkę Josepha Hellera „Paragraf 22”.